Reklama

Wulkan z miłości do pomagania. Gdy pasja ma cztery łapy

Jedni znają ją ze szkoleń psów, inni kojarzą jej akcje ratunkowe, a jeszcze inni pamiętają, gdy angażowała się w rozmaite akcje społeczne, o których mówiły ogólnopolskie media. Zawsze zajęta i zawsze z psami. Powiedzieć o niej behawiorystka, trenerka, ratowniczka, żona i mama, to wciąż mało. O tym, jak wygląda życie w biegu, by ratować psie i ludzkie życia w szczerej rozmowie z Interią opowiedziała Katarzyna Harmata.

Ratowniczka, behawiorystka, trenerka i… miss. Kobieta jak wulkan

"Wiesz, że byłam także kiedyś Miss Małopolski? Ale teraz już tak nie wyglądam, jak wtedy" - mówi do mnie energiczna, wysoka kobieta o jasnych oczach. 

Nie jest mi trudno w to uwierzyć, bo robiła już w swoim życiu wiele, także i ta wizja wydaje mi się bardzo prawdopodobna.

 Katarzyna Harmata, bo o niej mowa, to chodzący wulkan energii, który kipi nieustannie. Porównanie jej do wulkanu nie jest przypadkowe. Wulkany, choć nieprzewidywalne i żywiołowe dają lawę, a to ona później użyźnia glebę, pozwalając potem rosnąć bujnej roślinności i... zbierać plony.

Kasia już zbiera swoje plony od ponad 20 lat i to w kilku dziedzinach. Psiarze doskonale znają Katarzynę jako behawiorystkę i trenerkę psów.

Szkolenie psów prowadzi od 22 lat. W 2002 roku zaczęła zawodowo zajmować się zwierzętami, najpierw jako handler wystawowy, czyli osoba profesjonalnie przygotowująca psy do prezentacji na wystawie psów. Pracowała w hodowli psów, gdzie opiekowała się sukami ciężarnymi i zajmowała się odchowaniem szczeniąt. Była też groomerką.

Reklama

Kiedy Katarzyna Harmata zaczynała swoją zawodową przygodę z psami, nie było to jej głównym źródłem utrzymania, a nawet nie było drugim, czy trzecim, bo jak sama przyznaje, wtedy nie dało się na tym zarobić. Dlatego próbowała różnych prac, poczynając od prowadzenia salonu manicure aż po fotomodeling, czy pracę w korporacji. Ale to psy okazały się miłością na całe życie, absolutną pasją.

Dziś Katarzyna Harmata jest instruktorką szkolenia psów i behawiorystką zwierzęcą, specjalizującą się w terapii zachowań lękowych i stresu u psów. Właścicielka szkoły dla psów "Akademii Dobrych Manier BIAŁY PIES", a także autorka książki "Know Hau Radość na czterech łapach".

Psiarze, ale też osoby pracujące w rozmaitych służbach, znają Katarzynę Harmatę jako przewodniczkę, opiekunkę Trzech psów - Zena, zwanego Zenkiem, Lary i Ciri. Pierwszy z nich to pies rasy Border Collie z certyfikacją Państwowej Straży Pożarnej o specjalności terenowej i w treningu gruzowiskowym, który jest także certyfikowanym psem terapeutycznym i jako pierwszy pies w Europie pracuje na Lotnisku w Balicach (pies wsparcia emocjonalnego dla pasażerów). 

Drugi pies, Lara to również przedstawicielka rasy Border Collie. Tricolorowa suka specjalizuje się w treningu ratowniczym (certyfikacja PSP 0) i w treningu obedience. 

Trzeci pies, Ciri, to dogoterapeutyczna suczka Owczarka Szetlandzkiego, z którą także Kasia pracuje na lotnisku Kraków Airport. Niedawno do tej trójki dołączyła także kolejna suka Patka, wobec której także są wyjątkowe plany.

Kasia jest Strażakiem Ratownikiem, członkiem GRS OSP Kraków oraz GPR OSP Myślenice. Prowadzi także treningową grupę SAR Kraków.

Gdyby tego wszystkiego było mało, prowadzi zajęcia na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie z zakresu Kynologii, Etologii oraz behawioru zwierząt.

Prywatnie jest żoną i mamą dwójki dzieci, choć o swoich psach także mówi "moje dzieci". Ma ich więc szóstkę.

Poznając Katarzynę ma się ochotę zadać jej pytanie "jak". Jak ona to robi? Jak ona to wszystko ze sobą łączy. Pytanie jeszcze bardziej ciśnie się na usta, gdy Kasia zaczyna opowiadać o tym, w jaki sposób wygląda praca w ratownictwie z psami.

"Są takie tygodnie, że codziennie wyjeżdżam z psami na akcje poszukiwawczo-ratownicze i siedzę do samego rana na takiej akcji. Działam w dwóch grupach: Ratownictwa Specjalistycznego w Krakowie i Grupie Poszukiwawczo-Ratowniczej w Myślenicach".

Same akcje ratownicze to nie wszystko. Zarówno ratownik, jak i jego psy muszą być w ciągłej gotowości, a to nie byłoby możliwe bez odpowiednich, trudnych i żmudnych treningów.

Pytam w końcu "ale jak...".

"Pokazać Ci, jak godzę swoje wszystkie życiowe role?" - Katarzyna Harmata pokazuje mi nagranie swojego domu, takiego, jaki zastała dosłownie do niego wpadając na rozmowę ze mną. Lekki rozgardiasz w salonie, kilka nieumytych garnków w zlewie. To tyle ile mieści obiektyw telefonu. - "Nie jestem perfekcyjną panią domu. To kwestia wyboru." - komentuje.

Kasia podczas naszej godzinnej rozmowy chodzi. Jedną ręką trzyma telefon, drugą przekłada rzeczy, daje psom gryzaki, nalewa im wody do misek, kotu nakłada jedzenie.

"Siedziałam 40 minut w samochodzie, wystarczy" - szybko tłumaczy.

„Nie byłabym tym, kim jestem bez mojej rodziny”

Kasia może opowiadać o psach, o pracy, o akcjach bez końca. Psy towarzyszą nam podczas całej naszej rozmowy. Ale Katarzyna Harmata może też bez końca opowiadać o rodzinie.

"Jakbym nie miała wspierającego męża i mądrych dzieci, to nie dałabym rady, nie mogłabym tego robić. Jestem taka, jaka jestem i robię to, co robię, tylko dlatego, że mam taką, a nie inną rodzinę" - mówi szczerze.

Śmieje się, że nie wie, jak włączyć pralkę. Tym zajmuje się jej mąż. To też on zawozi i odbiera ich córkę Zofię ze szkoły. Syn, 16-letni Ignacy uwielbia gotować, więc to on dba o obiad dla całej rodziny.

Każdy Harmata ma w rodzinie swoją rolę i dzięki temu też może nie tylko pracować, być trenerką i behawiorystką. Może dzięki temu realizować się społecznie, być ratowniczką, a także teraz może też startować w wyborach samorządowych do Rady Gminy Zielonki.

To nie pierwszy raz, gdy tak angażuje się w działania społeczne. Podczas początkowej fazy wojny w Ukrainie jej dom zamienił się w centrum pomocy. To tu zwożone były paczki dla Ukraińców i to stąd odbierały je samochody, wioząc dary dla potrzebujących. Nie spała, niewiele jadła. Pomagała.

Wcześniej to ona działała, angażując się w szycie maseczek dla personelu medycznego podczas pandemii, tworząc z tego całe wydarzenie "Kobiety w Koronie", by zaangażować do pomocy, jak najwięcej rąk.

Podczas rozmowy wielokrotnie podkreśla, że to dzięki najbliższym może robić to, co kocha i w czym się spełnia.

Zwolnienie z pracy z powodu ciąży. Kobieta, która się nie poddała

Na rodzinę mogła liczyć także, gdy wybrała swoją zawodową drogę związaną z psami. Choć "wybrała" nie jest tu najtrafniejszym określeniem. Pytam, kiedy poczuła, że praca z psami to jest to coś, że to chce robić do końca życia.

Sprawa ta trafiła do sądu. Katarzyna walczyła wówczas o przywrócenie do pracy i o odszkodowanie. Sprawę wygrała, ale to wtedy narodził się pomysł, by już zdecydowanie iść w szkolenie psów.

Mając doświadczenie zebrane na wystawach psów, w hodowlach i w salonie groomerskim, Katarzyna Harmata zaczęła kształcić się w kierunku szkoleń psów. Rodzina pomogła Kasi finansować kosztowne szkolenia w tym zakresie.

"16,18,20 lat temu nie było takiego dostępu do tej wiedzy, jaki jest teraz. Żeby się szkolić z wiedzy o psach, trzeba było jeździć za granicę. Moja rodzina wydała na mnie 250 tysięcy złotych, zanim się wykształciłam tak, że można było powiedzieć o mnie, że jestem specjalistką w tym zakresie" - wyznaje szczerze Katarzyna Harmata.

Nie poddała się nawet wtedy, gdy 16 lat temu Ignacy niedługo po przyjściu na świat zostawał w domu z tatą, a ona jeździła do Poznania na szkolenia szwedzkiej behawiorystki, która przyjeżdżała wówczas do Polski.

"Jeździłam, syn z tatą w domu, a ja biegałam z laktatorem na tych szkoleniach. Nie poddałam się wtedy".

Męski świat? Nie do końca. Kiedy siła jest kobietą

Dzięki uporowi dziś pomaga w najtrudniejszych przypadkach właścicielom, którzy już stracili nadzieję dla swoich psów. Zaczynała w świecie szkolenia psów, opanowanym wówczas przez mężczyzn. Dziś w dziedzinie behawioryzmu psów i szkolenia tych zwierząt więcej jest kobiet, niż mężczyzn.

To wprowadziło powiew świeżości i nowy pogląd na formę szkolenia psów.

"Rozsądne kobiety w tym świecie szkoleń psa potrafią tak lawirować w dostępnych metodach pracy z psem, żeby dobry kontakt z psem i nie zachwiać tej równowagi" - mówi Katarzyna Harmata.

Zenka nazywa synkiem. Przewrotnie, pół żartem pół serio. Łączy delikatność i miłość do psów, ze stanowczym podejściem w ich szkoleniu i w pomaganiu innym, by wychować niekiedy mocne, trudne psy.

Korzysta z różnych metod szkolenia w zależności od przypadku, na jaki trafi, a one potrafią być różne.

"Kiedy trafiasz na owczarka kaukaskiego, który chce zjeść wszystkich na osiedlu, to ty w niego parówkami rzucać nie będziesz, ale mimo tego trzeba pamiętać o tym, że 95% pozytywów musi być w jego życiu zachowane. Nawet jeżeli używamy presji w stosunku do psa wykazującego zachowania agresywne, to wciąż nie możemy pozwolić sobie na utratę z nim dobrego kontaktu".

W ratownictwie jest wciąż przewaga mężczyzn, ale i tu Kasia się nie poddaje. W rozmowie jednak kładzie nacisk na temat psów. Chce, by mocno wybrzmiał jej szacunek do pracy czworonogów.

Szacunek należy się zarówno psom jak i samym ratownikom. Pracując w grupach ratowniczo-poszukiwawczych nie można liczyć na zysk, to praca charytatywna.

Należy pamiętać, że grupy poszukiwawczo-ratownicze wspierają policję w działaniach polegających na prowadzeniu poszukiwań osób zaginionych w różnym terenie - w lasach, na łąkach, na obszarach trudno dostępnych, na gruzowiskach. 

Grupy składają się z wyszkolonych ratowników - ochotników, oraz ich psów, z którymi szkolą się właśnie do prowadzenia takich działań.

"Wyszkolenie psa do pierwszych egzaminów ratowniczych, gdzie najpierw jest egzamin ‘zerówkowy’, który mówi o tym, czy pies ma predyspozycje do pracy, potem dopiero jest egzamin ‘jedynkowy’, który daje uprawnienia do brania udziału w akcjach, to koszt wyszkolenia psa wynosi ok. 70 tysięcy złotych. Ratownicy płacą za te szkolenia z własnej kieszeni, by potem ratować ludzkie życie".

Państwo nie finansuje żadnych szkoleń w tym zakresie. Środki finansowe włożone w szkolenia i egzaminy pochodzą z prywatnych środków finansowych ratowników.

Oczywiście, grupy poszukiwawczo-ratownicze mogą szukać sponsorów, co jest ogromnym wsparciem. Są też diety za akcje poszukiwawczo-ratownicze, ale one często nawet nie starczają na pokrycie kosztów benzyny na dojazd na miejsce akcji.

Katarzyna Harmata sama też opłaca weterynarzy i karmy dla swoich psów, ale podkreśla, że nie chce się skarżyć. 

"To jest moja pasja. Nigdy w mojej głowie nie pojawiła się myśl, że to bez sensu, czy, że mam tego dość. Nie potrafię bez tego żyć".

Mówi, że swoją pracą chce dawać przykład dzieciom. W świecie, gdzie coraz mniej spotyka się odruch pomocy, gdzie zanika empatia, chce pokazywać młodszemu pokoleniu, że tak trzeba, że to wszystko jest warte każdej chwili poświęcenia i każdych wydanych pieniędzy.

Mówiąc o tym, Kasi szklą się oczy.

"Jeżeli ja daję przykład moim dzieciom, że należy pomóc, nie przechodzić obojętnie, wiem, że moje dzieci nigdy obojętnie nie przejdą".

I po co tak męczyć te psy? Krytyka tych, którzy nigdy w butach ratownika nie chodzili

W mediach społecznościowych stara się nie pokazywać zbyt wiele, boi się, że będzie to odebrane jako zbytnie chwalenie się. Z krytyką spotkała się chociażby, gdy opublikowała nagranie ze szkolenia. Wówczas wraz ze swoim psem Zenem uczyła się desantu z helikoptera.

"Pojawiały się pytania, po co ja to z nim robię, jak często w naszej pracy zdarzy się taka sytuacja, jak desant. Zarzucano mi wprowadzanie psa w niepotrzebny stres. A szybko okazało się, że było kilka takich sytuacji, że psy musiały polecieć na akcję. Jeżeli ja to z nim wcześniej przepracuję, to on da sobie doskonale radę w takiej sytuacji".

Pretensje znikają, gdy trzeba lecieć szybko na drugi koniec Polski, bo zaginęło 3-letnie dziecko. Wtedy liczy się każda minuta.

Podobne głosy krytyki można było usłyszeć po wprowadzeniu pilotażowego programu na lotnisku w Krakowie. Raz w tygodniu na 2 godziny na lotnisko jedzie jeden z trzech psów. By bawić się z podróżującymi, wykonywać komendy w tłumie i... wykrywać strach u tych, którzy boją się latać.

Zen potrafi wyczuć podwyższony poziom kortyzolu w organizmie u podróżnych, którzy odczuwają lęk przed lataniem.  

Praca na lotnisku jest także ważna nawet w kontekście ratownictwa. Pies oswaja się z tłumem, czy się pracować w różnych warunkach i przy różnych odgłosach.

W swoich mediach społecznościowych Kasia pokazuje nie tylko zdjęcia i nagrania ze szkoleń, ale też stara się pokazać, że "pies jest psem". Dlatego Katarzyna Harmata prócz działalności zawodowej publikuje nagrania zwyczajnych spacerów ze swoimi psami. Podkreśla, że nie możemy o tym zapomnieć zarówno jako behawioryści, ratownicy, czy jako zwykli opiekunowie psów.

"Teraz jest tendencja do różnych nurtów szkolenia psów. Pies do służby ma tylko być pracujący i trenujący. Nie - pies zawsze będzie psem i trzeba mu też na to pozwolić".

Jest zdania, że krytyka przychodzi łatwo tym, którzy nigdy nie weszli w przysłowiowe buty trenerki, czy ratowniczki.

Ona sama stara się jednak działać, jak najwięcej, jak najwydajniej. Mówi, że jej pasją są psy, ich szkolenie i ratownictwo, ale patrząc na Kasię holistycznie, trudno nie zauważyć, że jej pasją jest życie, wszystko to co ma serce i oddycha. Bez względu na to, czy ma dwie nogi, czy cztery łapy.

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama